nach wytrębywali. Tych miasto zawsze trzymało, a że muzykę i król i panowie lubili, lada trębaczem miasto się też obejść nie mogło, musiał być mistrz w swej sztuce.
Ponad wieżą gałka złota utrzymywała powietrznik w kształcie syreny z mieczem i tarczą, a niżej zegar był umieszczony, także niemało miasto kosztujący, bo misterny był i żaden mu inny nie dorównał, a dzwonki miał tak nastrojone, iż sobie melodyjnie odpowiadały.
Ozdobą też zewnętrzną ratusza były malatury, któremi ściany okryto. I bez tego bowiem obejść się nie można było mieszczanom, gdy po pałacach zewnątrz i wewnątrz ściany malowano. Tu też figle różne i wizerunki monarchów wśród laurów i wieńców się ukazywały.
— No, a cóż, panie Płazo — odezwał się stając Bielecki — co powiecie na ratusz nasz? nie strojny? nie galanto wygląda? A niech ja go wam którego dnia pokażę we środku, przekonacie się, iż warszawiacy choć młodsi, starym się zakasować nie dadzą.
Tak samo jak ratusz, kamienica Bieleckiego, bodaj tej samej ręki malowaniem była przyozdobioną, a drzwi i ganek w górze, a u okien płotki nader misterną ślósarską robotą były ubrane.
— Co mnie to kosztowało! — mówił Bielecki — bo ci ichmość malarze, nie dosyć że ich
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/088
Ta strona została uwierzytelniona.