o losie tej jejmości i jej dziecka dowiedzieć się, bo niegdy znał piękną Bietkę.
Bielecki nastroił twarz dziwnie, tak jakby i miał coś do powiedzenia i chciał mówić, a nie mógł. Milczał, kubkiem, który w ręku trzymał, okręcał, wina kosztował i naostatek rzekł.
— Tyle wiem tylko, że córka żyje.
— Gdzie? — bardzo gorąco i żywo zawołał Płaza oczy podnosząc — gdzie?
— Są wielkie racye — odparł Bielecki uśmiechając się — dla których wszystko to do czasu się tajemnicą okrywa. Zresztą ja — dodał — nie jestem tak zblizka świadom losów tej córki Wierzbięty, tylem tylko słyszał, że ją familia wzięła i wyhodowała, a urosła słyszę na taką piękną jak matka, bodaj była szczęśliwszą.
Płazie słuchając serce biło; nie nalegał już na razie, Panu Bogu dziękując, iż się tak złożyło, aby zaraz na wstępie pochwycił tak pożądanego języka. Miał nadzieję, iż ostrożnie z Bieleckiego powoli dobędzie więcej, nie odkrywając mu się z sobą.
Wójt powrócił do owej historyi, i dorzucił że Wierzbięta, który zabił gacha, umknął zaraz, dokąd niewiadomo; a dobrze uczynił, gdyż mieszczanie na szlachcica rozjątrzeni, byliby go niechybnie na gardle ukarali, nie pytając czy do ich juryzdykcyi należał lub nie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.