— Słyszeliście, cóż się z nim stało? — zapytał Płaza znowu oczy spuściwszy.
— Kto go wie? od nas zbiedz i skryć się bardzo łatwo — mówił Bielecki — pominąwszy to, że na Niżu kozacy przyjmą otwartemi rękami, ale i do Siedmiogrodu i na Wołoszczyznę i na Szlązk pod cesarza, do Czech, na Morawę drogi otwarte.
Tam byle człek był rycerski a postawny, łatwo sobie chleba kawałek znajdzie, a niejeden i więcej niż chleba się dorobił.
Ochota do rozmowy z Płaza pochodziła i ztąd, że poleconym był jako posłaniec, o którym sam król wiedział i nim się zajmował, ale zkąd i z czem — Bieleckiemu zpełna nie powiedziano. Rad był więc z niego coś dobyć, lecz Płaza mu wręcz rzekł.
— Gębę mam zawiązaną. Non licet. Ex-wójt nie nalegał.
— Poczynajże tu waszmość u mnie jak w domu — dodał Bielecki kubkiem pełnym przepijając do niego — i prze-zdrowie wasze.
Zabawiając gościa tedy Bielecki o dworze króla JMości, do którego należał, rozpowiadać zaczął, i rzekł zaraz głos mało co zniżywszy, że król JMość żenić się chciał i napewno małżeństwo przyjdzie do skutku, bo mu wszystkie poboczne miłostki się naprzykrzyły.
— Król prawda na podagrę ustawicznie cierpi
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/092
Ta strona została uwierzytelniona.