Ponieważ kanclerzynej też nie było w pałacu, Gurlewski powiódł dalej do pokojów jej i otworzył naprzód kaplicę bardzo ładną domową samej pani, chociaż szczupłą, w której z dozwolenia papiezkiego msza święta mogła się odprawiać, na co przywilej z Rzymu był dany.
Ołtarz po bokach cały był ostawiony różnego kształtu relikwiarzami kryształowemi, srebrnemi i złotemi, skrzyneczkami oplatanemi łańcuchami, posążkami, w których z Rzymu przywiezione kości zachowane były.
Obrazów też tak pięknie malowanych jakie w tym ołtarzu, wpośrodku i po bokach dobrane były, woskowych postaci i twarzy świętych foremnie bardzo poustawianych, kwiatkami umajonych, Płaza nigdy nie oglądał. A że kapliczka samej pani była, więc też jej rąk roboty antepedyum na złotem tle i aparaty kościelne, a sam klęcznik jejmości pewnie wartał tyle, co gdzieindziej kościołek drewniany na wsi.
Ten sam przepych i wytworność, które w mieszkaniu kanclerza podziwiał szlachcic, tu tylko jeszcze do niewieściego smaku więcej zastowane wszędzie mógł postrzegać.
Życie, pomyślał sobie, może tu płynąć jak w raju. Z okien nawet na ogródek i wirydarze czysto bardzo utrzymywane miło wejrzeć było. Drzewa w nich nieznane dotąd sadzono i posągów poustawiano różnych wiele w ich cieniu.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.