Dworka rozpowiadała o królu, o śpiewakach, o komedyi, o małym królewiczu Zygmuncie, a najbardziej o tych panach, co do Ekmundy się swatali, która przy królewiczu wrzekomo się liczyła, ale król bez niej raz wraz tęsknił.
— Byle nam z Francyi — odezwała się dworka — nie przywieźli takiej mniszki, jak była pierwsza królowa i nieboszczka stara macocha króla JMci. Teraz u nas na dworze wesoło. Capella doskonała, śpiewacy włochy cuda sprawują, a na teatrum gdy Dafnis grają i ona się cudownie w drzewo odmienia, niema człowieka coby nie wołał, że to czarodziejstwo jest.
Prawdę rzekłszy — dodała dworka — wszyscy się dziwują, że król żenić się chce. Na radzie senatorskiej jeden z panów mu w oczy powiedział, że za otyły już jest. Zaczęli się śmiać wszyscy, ale król się na niego obraził.
— Jeśli na wojnę chce jeszcze siadać na koń — przerwał Bielecki — to i do ołtarza ma prawo też.
— Tymczasem w łóżku leży i krzyczy, aż go w trzeciej izbie słychać — odparła dworka. — Siedzi lekarz i nogi mu okładają, a kanclerz i marszałek nieodstępni.
— Tak rad jeden, że drugiemu przeszkadza — szepnął Bielecki — bo się nie lubili nigdy, a choć król Ossolińskim się posługuje,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.