Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

nigdy on z serca jego Kazanowskiego nie wyruguje.
Panna ze dworu utrzymywała potem, że król sobie polowaniem choroby robi, a nie potrzebuje go mając taki zwierzyniec na Ujazdowie, gdzie zawsze, choćby w krześle siedząc, uciechę tę mieć może.
Płaza więcej słuchał niż się wtrącał do rozmowy, oczyma z ciekawością pożerając dziewczę, które naprzeciw niego siedziało. Im dłużej i pilniej mu się przypatrywał, tem straszniej mu się wydawała podobną do jego Bietki, a co najdziwniejsza, jak ona miała czarne małe znamię na białej szyi z lewej strony.
Odważył się do niej w końcu przemówić.
— Z waszej wymowy wnosząc, sądziłbym że od Krakowa być musicie?
— Ja? — odparło dziewczę ramionami ruszając. — Może to być! alem ja sterota i własnego pochodzenia nie znam. Dzieckiem będąc wychowywałam się w Krakowie, potem w Warszawie, a teraz czym małopolanka czy mazurka sama nie wiem!
I śmiać się poczęła.
— A rodzinę waćpanna masz? — badał Płaza.
— Żadnej, nie wiem przynajmniej o nikim — obojętnie mówiło dziewczę.