Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pójdzie za maż — wtrąciła żona Bieleckiego — to się i rodzina znajdzie.
Dziewczę podniosło główkę.
— Nie mam ochoty w jarzmo iść i niewolę — rzekła. — Szczęśliwych małżeństw mało. Pókim wolna to mi wszyscy nadskakują, a potem...
Lepiej tak jak jest! — dokończyła.
— No, a na starość? — zapytała Bielecka.
— Myślę, że do klasztorów przyjmują — rozśmiało się dziewczę.
Za jej śmiechem parsknęła Bielecka bijąc w ręce, bo piękne pierścienie na nich pokazać chciała. — Prosto z dworu do klasztoru, to tak jak w łaźni gdy z gorącej pary pod zimną strugę śmielsi idą.
Jak ptaszek poruszając główką zalotnie, butno i śmiało, dziewczyna się rzuciła na krzesło.
— O jutrze myśleć nie trzeba — rzekła — co nam tam!