Zapóźno teraz budziło się w nim gorące pragnienie zapisania imienia swego na kartach dziejów, nietylko Polski, ale całego chrześciańskiego świata. Zdawało mu się, że potrafi stanąć na czele ligi przeciw nieprzyjaciołom krzyża i precz ich wyganiając z Europy, zagarnąć znaczną część spadku po nich.
Władysław, nomen omen, byłby pomścił Warneńczyka.
Tymczasem szlachecka Polska ani chciała słyszeć o wojnie z turkiem, o wyprawie na niego. Wszyscy się jej obawiali. Król też nie objawiał głośno myśli swych, które tylko najpoufalsi jego powiernicy znali.
Przygotowania czyniły się potajemnie. Jak Stefan Batory, jak Zygmunt III, Władysław IV pochlebiał sobie, iż szlachtę i panów potrafi okiełznać, a przynajmniej podejść i zmusić do działania po swej myśli.
Pomagali mu do tego Ossoliński i cały zastęp osobistych jego przyjaciół. Nie stanowili oni jednak tak silnego obozu, aby wstępnym bojem na sejmie mogli się spodziewać odnieść zwycięztwo.
Na wszelki wypadek królowi doradzono fortel, o którym jużeśmy wspominali — mógł się kozakami posłużyć. Na tajemny rozkaz króla niżowcy mieli wpaść na turków i zmusić ich do wypowiedzenia Polsce wojny.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.