Naówczas król z pomocą wenecyan i posiłkiem papieża, w zmowie będąc z grekami i bułgarami, miał się rzucić na ottomanów. Obiecywano mu nad połączonemi siłami chrześciaństwa naczelne dowództwo. Zwycięztwo zdawało się pewnem. Wszystkie złudzenia pomocy obcej, które Warneńczyka na plac boju wywiodły, powracały tu, grożąc nowym zawodem i klęską.
Ale król pragnął sławy, a pochlebcy mu ją rokowali.
Przy tej zręczności, sam nieznośny ów organizm rzeczypospolitej, który króla czynił zależnym od nieswornej szlachty, od prywatą kierujących się magnatów, czasu wojny łatwo mógł prysnąć przy wojennej dyktaturze.
Jak ojciec, Władysław jarzmo tej podległości prawu znosząc boleśnie, radby je był zrzucić z siebie i następców.
Marzenia te w młodym i energicznym monarsze miałyby były może pewne widoki powodzenia; patrzącym na Władysława musiały się wydać dziwacznemi. Podagra, kamień, zastarzałe defekta ledwie mu dawały folgę niekiedy; jęczał po nocach, a bohaterstwa mu się zachciewało, które wszech sił człowieka wymaga.
Lekarze obiecywali uzdrowienie, pochlebcy wojnę uważali za lekarstwo, król ukochanemu Zygmusiowi wielkie państwo dziedziczne chciał po sobie przekazać.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.