rzmem nieznośnem, z którego się ciągle otrząsnąć usiłowali.
Nie było po temu siły, zażywano więc przebiegłości, a król się nie przyznawał do knowań o absolutum dominium, chociaż obawy szlachty o zaprowadzenie go niezupełnie były płonne. Król go pragnął, ostrożnie i podstępnie czynił kroki do pozyskania... ale nawet najzupełniej mu oddani słudzy nie przypuszczali, aby starania powodzenie uwieńczyło...
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Jesteśmy w królewskiej sypialni... na przepysznem łożu, którego jedwabne osłony podniesiono pomimo spóźnionej dnia godziny, król spoczywa jeszcze tak jak był zwykł gdy tylko mógł, leżąc do obiadu, obiad spożywając leżący i nie powstając aż po nim. Największą ofiarę jaką czynił było, gdy wcześniej się podnieść go zmuszono.
Sypialnia królewska zarazem największej wykwintności, przepychu i pewnego nieładu jest obrazem. Czuć w niej Sybarytę, który zachciankom chwili poświęcać gotów wszystko, który pod ręką mieć musi natychmiast czego zapragnie i nie patrzy, czy na pargaminach dyplomów najważniejszych nie postawią czarki z polewką.
Samo łoże misternie wysłane, ostawione poduszkami, okryte kołdrami miękkiemi, opatrzone w ułatwiające poruszenia i wstanie dla rąk pod-