Napróżno niegdyś usiłowano zerwać ten stosunek, osłabić ten związek; im silniej targano te węzły, tem mocniej się one zaciągały. Obcowanie z sobą w ciągu lat długich, od dzieciństwa, wywarło też ten wpływ na obu nierozłącznych Oresta i Pylada, że wzajem od siebie przejęli nietylko myśli, ale ruchy, powierzchowne cechy, wyraz twarzy.
Przy obcych Kazanowski jest z poszanowaniem wielkiem dla króla, ale gdy tak we dwu siedzą w sypialni zamknięci, są to dwaj bracia serdeczni, z których nawet ten coby posłusznym być powinien, najczęściej rozkazuje. Myśli i wola są w nich tak zresztą zgodne, iż nie kosztuje to króla, a zleniwieniu dogadza.
Chwila, w której ich na cichej, poufałej znajdujemy rozmowie, już dobiegającej do końca, jest jakby smutnem jakiemś rozpamiętywaniem przeszłości. Ten rachunek z niej powlókł lica królewskie smutkiem. I on miał w życiu chwile tryumfu i ziszczenia nadziei, ale jakże one trwały krótko i dziwnie potem pełzły na niczem!!
Kazanowski ma weselsze oblicze z obowiązku; on musi przynosić pociechę i do nieustająco powracających goryczy dolewać osłody, a wróżyć zawsze jutro jaśniejsze.
Czy sam on w nie wierzy, zgadnąć to trudno, lecz dla króla musi przynosić tę wiarę, a w niej go umacniać.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.