Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

dobrym do zbytku. Szlachta jednak lęka się, bo nic nie wie, bo ani moich związków z grekami ani przymierza z wenetami nie zna. Objawić im o nich nie można, boby mi wyrzucali samowolę, a tymczasem i czekać na ich łaskawe zezwolenie niepodobna. Sposobić się należy, choć własnym kosztem i na wszelki wypadek.
Opierać się będzie szlachta... wiesz jaki na to jest sposób.
Król z pewnem zadowoleniem polityką swoją, począł się uśmiechać i wąsa drżącą ręką poprawił.
— Sposób ten wiem — rzekł Kazanowski — myśl dobra, chociaż, królu mój, potajemny stosunek z tem chłopstwem dzikiem jest mi wstrętliwy.
— Ah! — śmiejąc się dodał Władysław. — Wiem, że ich czuć dziegciem i gorzałką, ale w sprzymierzeńcu woń jego poszanować trzeba, jeśli ona siłę cechuje. W tem kozactwie jest męztwo, awanturniczość, chciwość łupów, jakich nam potrzeba, a znają turków i ich sposoby wojowania jak nikt. Ja na nich rachuję wiele.
— Cóż oni piszą w tych listach, które ci oddano? — zapytał marszałek.
— Oświadczają się z gotowością na rozkazy moje — ciągnął zniżając głos król — ale piosnka zawsze jedna, której zwrotkę odgadnąć łatwo.