Tu Władysław rękami drżącemi pokazał jakby liczył pieniądze na dłoni. Westchnęli oba.
— To nasza słaba strona — szepnął marszałek. — Wyczerpałeś wszelkie zasoby.
Król frasobliwie głową potrząsał.
— Kaźmierz mnie ze swemi fantazyami nieskończonemi rujnuje — począł ponuro. — Ten nieszczęśliwy dziwak nigdy długo niczem się nie może zaspokoić. Chciał być mnichem, został kardynałem, zrzuca suknię, której mu odradzałem. Nanowo go wyposażać potrzeba, a jutro zechce się żenić, pojutrze rozwodzić i kto wie? znowu zakapturzyć!
Ruszył ramionami.
— O ochotę do ożenienia się nie obawiam — wtrącił Kazanowski — bo nadto mu wszystkie kobiety smakują, aby mu się jednej wyłącznie zachciało. W każdej z nich upatruje jakiś wdzięk, ale w żadnej nie znajdzie wszystkiego czego szuka.
— A! gdyby był mnichem pozostał i we Włoszech zamieszkał — dodał Władysław. — Z powrotem do Polski, której cierpieć nie może, będzie dla mnie nieustannem utrapieniem. Kto wie, czego jeszcze zapragnąć może. Reszta braci wszyscy razem wzięci nie kosztowali tyle trosk co on jeden.
To mówiąc Władysław zapatrzył się w stojący przed nim na stoliku bogato w brylanty
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.