Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

się z tą dzieweczką; ona będzie najlepszym sprzymierzeńcem.
— Tak, jeśli zechce — przerwał Pac — i jeśli nie ulęknie się jej.
— O! o! dla siebie się ona dawno już obawiać przestała — rzekł król otwarcie — nie może nawet mieć pretensyi, abym dla niej miał co więcej nad dobrą pamięć o bardzo krótkich stosunkach... a...
Pac nie mówiąc, milczeniem dał coś do zrozumienia królowi, który zamilczał też.
— Nie rozumiem — odezwał się po pewnym przestanku — jak się to dzieje, że ja jej wprzódy daleko nie spostrzegłem i że mi nie wpadła w oko. Ona podobno jest we dworze dość już dawno?
— Tak, ale ją trzymano zapewne na uboczu, przewidując że się podobać może.
— Słyszałeś co o jakich miłostkach jej? — spytał król. — Ja o przeszłość niebardzo jestem zazdrosny.
— A! — odezwał się Pac — kochają się w niej na zabój oddawna wszyscy co ją widują, ale dumne dziewczę odprawuje szydersko i nielitościwie. Tak przynajmniej zgodnie świadczą wszyscy, a z jej obejścia się ze mną wnoszę, że w istocie niełatwą będzie.
— Ale ty jesteś bardzo zręcznym, pomimo młodości — dodał król. — Tylko pamiętaj, niech