Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

krakowskiego w ulicy spotkał a pokłonił mu się, senator mu pięść pokazał. I chcieli wydawać i powydawali prawa przeciw luksowi temu. Zabroniono mieszczanom, aż włochy pargaminy ukazały, że są szlachcicami weneckimi i innymi tam, a zatem ich to nie tyczy. Drudzy zaś do szlacheckich naszych herbów się poprzyszywali.
Zobaczycie jutro zamek — mówił dalej Bielecki — a jeśli wam posłuży szczęście, możecie i królewicza małego zobaczyć i Amandę, bo Karola brata królewskiego, chociaż na zamku też rezyduje, teraz tu niema. Posłano go przeciwko królowej.
Bielecki popijając się rozgadywał.
— Zdaje mi się — rzekł — jeżeli z tych chodów młodego Paca wojewodzica, królewskiego pokojowego zaufanego, wnosić, że ta panienka też coście ją tu widzieli u nas, także królowi w oko wpadła...
Niewiedzieć dlaczego przykrego uczucia doznał Lasota usłyszawszy to i namarszczył się.
— Szkodaby było dziewczęcia — westchnął.
— A co się jej za krzywda przez to stanie! — odparł szafarz. — I owszem, znajdzie zaraz siła co się z nią żenić zechcą, ale z nią ani nawet król do końca nie trafi — rozśmiał się Bielecki.
— Dlaczego? — spytał Płaza.
— Moja żona ją bardzo dobrze zna — ciągnął dalej gospodarz — jest to takie dzikie jakieś