i klucze Bielecki — nie do zazdrości życie się gotuje dla przyszłej pani naszej... trudno jej będzie serca sobie pozyskać.
Płaza słuchał i rozglądał się dosyć obojętnie, a że szafarzowi przerywano ciągle i miał wiele do czynienia, nie chcąc mu przeszkadzać, wypiwszy kubek wina, cofnął się sam nie wiedząc dokąd się uda... miał tyle w mieście do widzenia, a tak go teraz pociągało wszystko, iż rad znalazł się swobodniejszym.
Około zamku w tej dnia godzinie ruch był znaczny, zmieniały się straże, przywożono zapasy różne, oznajmywali się goście, przybywali urzędnicy dworu. Gwaru i popychania było dosyć, tak że Płaza, który nie wyglądał zbyt pokaźnie, musiał sobie drogę torować pracowicie i rad był, gdy się znalazł za wrotami na placu.
Ale tu ledwie miał czas się obejrzeć, aby obmyśleć kędy pójdzie, gdy ów wszędzie jak cień za nim chodzący drab, Parfen, już go szydersko się śmiejąc pozdrowił.
Płazie to prześladowanie dokuczało i przykre zrobiło wrażenie, czuł się niewolnikiem.
— Na pięty mi następujecie — zamruczał niechętnie oddając ukłon Parfenowi.
— Tylko aby wam posłużyć — odparł kozak. — Wy tu obcy, a lachy nie mają czasu kozackiego posła przyjmować.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.