Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

Z Bieleckim, który ani umiał ani chciał mu głęboko w duszę zaglądać, z jego żoną, dosyć mu przyjazną, bo ujętą małemi podarkami i grzecznością gościa, żył na bardzo poufałej przyjacielskiej stopie. Zresztą znajomości nowych niewiele zrobił bliższych, chociaż przez Bieleckiego poznał ludzi i ich stosunki na dworze.
Zapraszano go wszędzie, pokumał się ze wszystkiemi niemal, z któremi Bielecki był znajomym: z capellą, muzykantami, służbą zamkową, dworzanami, koniuszemi, ale nie zdradzał się z sobą kim był i podawał się za człowieka, który po latach długich na kresach spędzonych, szukał sobie na starość kąta jakiegoś i zajęcia.
A że przez Bieleckich wiedziano, iż bez grosza nie był, on też dosyć chętnie częstował, nikomu w drogę nie wchodził, w żaden się spór nie mięszał, ze wszystkiemi starał być dobrze, lubiono go powszechnie, ale zbyt nie szacowano.
Kosztowało niemało Płazę, który gwałtownego swego temperamentu nie pozbył z wiekiem, poskramiać się i trzymać na wodzy, lecz musiał to czynić przez obawę, aby się nie wwikłać w złą sprawę.
Z powrotem na Niż niebardzo mu się chciało, nie naglił też zbytecznie o listy, które odkładano pod pozorem, iż król jeszcze niepewien był jak i kiedy kozaków zażyje. Chciał z tem ustnem tłumaczeniem Płaza odprawić Parfena, aby go