córką jego, a że dotąd nic z tego co o niej wiedział przypuszczeniu się temu nie sprzeciwiało, utwierdził się w swem przekonaniu. Nie przyznał się do tego pięknej Bietce, ale nadzwyczaj się nią żywo zajmował, służył, opiekował i nie taił z tem, tak że Bielecka go posądzała, jakoby o małżeństwie z nią myślał.
Chociaż wieki wcale niestosowne były, tyle się podobnych kojarzyło związków, iż i ten mógł się wydawać możliwym.
Zagadnięty wszakże żartobliwie przez Bielecką, która gotową się oświadczała pomagać mu nawet, Płaza ramionami dźwignął.
— Pani moja miłościwa! — zawołał — a toby mnie do czubków wsadzić trzeba, gdybym o tem pomyślał. Jać, conajmniej ojcem jej bym mógł być. Gdzież tu do mojego kożucha przypiąć taki kwiatek?
— A! a! — wołała trzpiotowata Bielecka — no, a król nasz się żeni... starzy na najlepszych mężów wychodzą, a waszmość nie jesteś tylko się czynisz starym.
— Ja o żadnem ożenieniu nie myślę — dorzucił Płaza — ale Bietkębym rychlej za dziecko sobie przybrał, bo mi przypomina nieboszczkę, którą, choć nie była tego wartą, zawsze jeszcze potroszę miłuję.
Bielecka brała w obronę tu nieboszczkę i wmawiała w Płazę, że mężczyźni ze swą głupią za-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.