szkoły chodził, miał tego Stoczka jako służkę, towarzysza i przyjaciela przy sobie. Trwał ten stosunek lat kilka. Zniknął mu potem pauper z oczów, bo Stoczek pauprem był, i pozostał nim po dziś dzień, choć cudem jakimś do sukni duchownej się dobił, co dla ubogiego, nieznanego pochodzenia sieroty i nieszlachcica, trudnem było, z wyjątkiem zakonów żebraczych, gdzie niewiele pytając przyjmowano ludzi.
Stoczka sobie teraz żywo przypomniał bardzo Płaza, a może go za dawnych czasów nigdy tak nie umiał ocenić jak teraz, gdy przeszłość rozpamiętywał. Był ów Jacuś Stoczek niezmiernie bystrego pojęcia, uczył się łatwo, pamięć miał osobliwą, a przytem charakter łagodności niewyczerpanej, wszelkie próby wytrzymującej. Młodzież go jako bezbronną istotę często z tem okrucieństwem młodych, które krwi nie serca złego jest dziełem, brała na tortury, prześladowała, znęcała się nad nim, nigdy się nawet nie zniecierpliwił. Rozbrajał tą anielską dobrocią.
Stoczek tak go mocno zajął teraz, iż nazajutrz powrócił do Ś. Brunona na Nowe miasto i pod pozorem ofiarowania jałmużny dla pauprów, znowu z nim zawiązał wczoraj przerwaną rozmowę.
— Nieprawda mój ojcze — zagadnął go — wam być musi imię Jacek?
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.