Z Władysławem byli zgodni ale na zimno, charaktery, temperamenty, sposób życia ich dzieliły.
Rój ten kobiet, który wszędzie otaczał króla, dla niesłychanie surowego biskupa, rumieniącego się na sam widok kobiety, był nieznośnym.
Prześladowano go zawczasu tem, że gdy od króla będzie przodem wysłany na spotkanie Maryi Ludwiki, wedle mody francuzkiej zmuszony zostanie w twarz ją pocałować.
Biskup z furyą oświadczał, że choćby się niewiedzieć na co miał narazić, nigdy w życiu tego nie uczyni.
Oprócz obawy, aby nie był zmuszony dać lub odebrać pocałunku, książe biskup gryzł się i tem, że na przyjęcie wystąpić będzie musiał kosztownie, a każdy wydatek był dla niego nieszczęściem. Skarżył się, że mu jego biskupstwo nic nie przynosiło.
Taki był stan umysłów na dworze, który w ogóle na przybycie nowej pani niezbyt chętnem okiem poglądał, gdy jednego dnia, było to jakoś wprędce po nowym roku, Płaza powracający do domu (stał zawsze u Bieleckich w rogu Piwnej ulicy), spotkał się z malowaną twarzyczką swojej gospodyni, która biegała po izbach wyglądając męża bardzo niespokojnie i była rozdrażnioną jak nigdy.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.