— Nie widziałeś waćpan męża mojego? — zawołała napadając na wchodzącego.
— Nie.
— Zkądże idziesz?
— Z miasta.
— Nie słyszałeś nic?
— Ja? — odparł spokojnie Płaza — dziś tak dalece żadnej nowiny godnej powtórzenia nie pochwyciłem na mieście. Stało się co?
Bielecka była cała w ogniu. Tupała nóżkami, rzucała się, ciekawość jej była do najwyższego stopnia rozgorączkowaną.
Ręce szeroko rozkładając krzyknęła za całą odpowiedź:
— Na zamku... u króla, przyszła jakaś wiadomość... tajemnica... ale wszystko do góry nogami wywrócone... Coś okropnego! niespodziewanego się przygodziło...
Wiem tylko, że kuryerem z listami jakiemiś francuz nadbiegł, że królowi je do własnych rąk oddał, a potem... zawrzało i zagotowało się jak w kotle...
Godzina była obiadowa, pan Bielecki nie nadchodził. Jejmość wpadała w coraz niebezpieczniejsze rozdrażnienie; nic w świecie ją nie mogło mocniej rozgorączkować nad tajemnicę jakąś, któraby dla niej była niedostępna!
Nawykła była natychmiast i pierwsza wiedzieć co się działo na zamku.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.