Opóźnienie p. Łukasza miało swe znaczenie, potwierdzało ono wiadomość o czemś tajemniczem, co go mogło zatrzymać. Wprawdzie i wiele innych kłopotów miał teraz na głowie Bielecki, gdyż mu nie dawano na kuchnię pieniędzy i próżno się ich domagał, tak że o kredyt się starać musiał, ale to były sprawy powszednie, dla których opóźniać się nie potrzebował.
Południe już dawno minęło i otrąbiono je na wieży ratuszowej, gdy nareszcie nadbiegł Bielecki. Żona go już na wschodach witała gradem wymówek.
— Gadajże! co się stało na zamku? — poczęła sypać — król odebrał jakieś listy, powiadają, że musiało być w nich coś nadzwyczaj ważnego...
Bielecki palec położył na ustach.
— Kobieto! — zawołał — milczże, kiedy chcesz być cała... cicho... Nikomu o tem mówić niewolno. Nikt nie wie co to jest.
Bielecki wszedł z tem do izby, w której oczekiwał Płaza, ale ten zbytniej nie okazywał ciekawości. Jejmość rwała męża za rękaw od sukni.
— Mówże co wiesz.
Szafarz obejrzał się, zniżył głos i zaczął z miną tajemniczą:
— Przyjechał jakiś francuz z listami wprost do króla — rzekł — Bóg wie od kogo, ale domagał się, aby je do własnych rąk pańskich
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.