— Już to samo, że francuz listy przywiózł i to słyszę wprost z Francyi, a z takim pośpiechem — rzekł Bielecki — dowodzi, że się to tyczy królowej, a nam wiadomo, że ona już być musi blizko Gdańska.
— Więc to nie od niej listy? — zapytała Bielecka.
— Niewiadomo, nic niewiadomo — dokończył gospodarz.
— Ta jedna rzecz pewna — wtrąciła jejmość — że rzecz się tyczy królowej, a druga, że ten posłaniec dobrego nic nie przyniósł, bo z dobrem się niema co taić.
Bielecki się zadumał. Niedostatek pieniędzy w skarbie myśli jego inny nadawał kierunek.
— Najprędzej to poseł przywiózł, że za królową posagu nie dadzą, a my tu jak kania dżdżu tego złotego czekamy. Mówili o dwóch, o trzechkroćstutysiącach talarów... Kto wie, może oprócz klejnotów nic nie wiezie.
Bielecka potrząsnęła głową.
— A! — zawołała — u ciebie tylko pieniądze na myśli. Nie, król się musiał co do posagu zawczasu zabezpieczyć, to coś innego...
Bielecki usiadł do stołu, bo krupnik ostygał.
— Nie odgadniemy — rzekł.
Jejmość tak prawie jak nie jadła. Ciekawość ją paliła okrutna, ale pocieszała się tem, że zaraz
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.