od stołu wstawszy pobieży na zamek i choćby z pod ziemi zakopaną, tajemnicę tę dobędzie.
Przyśpieszono więc obiad; gospodyni pierwsza wstała od stołu i nie zważając na porę przykrą, pobiegła natychmiast na zamek. Płaza nie wychodził tego dnia z domu, Bielecki także. Doczekali się więc późnym wieczorem powrotu pani, ale weszła do nich z taką twarzą sfałdowaną i zmienioną, milcząca, zła, że mąż jej pytać o nic nie śmiał. Po chwili dopiero Płaza szepnął, czy się o czem nie dowiedziała.
— Tyle tylko wiem — rzekła — że to rzecz niemałej wagi, ale z sypialni króla nikt nic nie wyniósł. Pac się zaklina, że nie wie nic. Chodzą wszyscy, jakby największe jakieś nieszczęście ich spotkało. Kazanowski gdy od króla wyjeżdżał, nikogo nie widział, do nikogo się nie odezwał.
Francuza, który listy przywiózł, natychmiast zabrano i odprawiono precz, tak że od niego się nie mógł nikt dowiedzieć co i od kogo tu przynosił.
Bielecka ruszyła ramionami.
— Wszystko to nic — dodała — bo żeby jak taić chcieli, szydła w worku nie schowają... tylko złość bierze czekać i nie módz nic odgadnąć.
Król wieczorem księdza Pstrokońskiego kazał do siebie przywołać; z tym też siedział zamknięty, ale szeptali pocichu.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.