samo znamię co ona miała na szyi. Dlaczego mi nie chcesz prawdziwego swojego nazwiska powiedzieć?
— Bo sama go nie znam — rzekła Bietka — krewni Helmowie wzięli mnie na wychowanie, nie mieli dzieci, więc zwali mnie Helmówną, ale córką ich nie byłam. Potem gdy zmarli dostałam się na dwór do królowej Anny na służbę.
— Wszystko więc się zgadza — zawołał Płaza — musicie być córką moją...
— A! a! gdyby tak i było — poczęła żywo Bietka — cóż z tego?
Ja się dlatego ode dworu wziąć nie dam i zamknąć gdzieś albo na wsi, albo w jakiej ciemnej i smutnej dziurze. Nie! nie, ja potrzebuję powietrza, światła, życia...
Spojrzała na niego, Płaza miał oblicze posępne.
— Tak! tak! — dodał — jak ćma nocnica lecicie na światło, aby w niem popalić skrzydła.
— Nie bójcie się o nie — rozśmiała się Bietka — gdy dotąd są całe, a ja wyrostkiem głupiem będąc nie popaliłam ich, teraz już się niemasz co obawiać o nie.
Dziewczę na chwileczkę jakoś spoważniało, co mu się trafiało bardzo rzadko, i po zadumie podniosło główkę, patrząc na posępnie siedzącego naprzeciw Płazę, który poczynał mrucząc.
— Nie może to być, aby ci Helmowie, którzy
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.