Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

— Winszuję! winszuję!
Odwrócił się Płaza poważnie.
— Bóg zapłać — odparł cichym głosem — córkę odzyskałem.
— A! tak! tak! niema wątpliwości — zawołała rzucając się na szyję Bieleckiej Bietka — jest moim ojcem.
— Jakżeście wy doszli tego? — przerwała zdumiona jejmość — to znowu coś osobliwego.
Bietka szybko jej rozmowę swą z Płazą powtarzać zaczęła.
Przez czas jakiś ogarnęło takie zdumienie Bielecką, że nawet o zamkowej sprawie zapomniała; naostatek jednak, powinszowawszy obojgu, wróciła do tego co tu Bietkę sprowadziło.
— A na zamku co? — spytała.
— Głowę straciłam — zawołało dziewczę — nie pytaj mnie dzisiaj. Niema tak dalece nic, król troszynę lepiej, ale o podróży do Gdańska już ani myśli; mówią że wyśle Radziwiłła i księcia Karola, pojedzie Dönhoff, a on sam, kto wie czy dalej się wybierze jak do Falent.
Uśmiechnęła się dziwnie.
— Gotowo później skończyć się na Ujazdowie! — wtrąciła Bielecka z przekąsem.
Rozmowa dalsza nie szła; wypadek, który sierocie ojca dawał, zbyt był ważny i zmieniał tak położenie. Bielecka miała tyle teraz pytań