szna trudność. Żyłem z nimi lat wiele, zwierzyli mi sprawę ważną, posłali z listami. Gdybym się im teraz pod ziemię skrył, dobędą mnie z pod niej. Chodzi tu za mną jeden jawnie krok w krok, a nie wiem ilu potajemnie. Mają swoich wszędzie, bodaj w kancelaryi króla. Umieją gdzie potrzeba stosunki zawiązać. Gruby naród, chłopstwo, mówicie, ale chytrzejszego na świecie narodu niema nad nich.
Gdybym chciał tak wszystko porzucić, żywotabym nie był pewien; gdyby mnie ino posądzali że mogę zdradzić, zabiją. A wyrzec się tak listów i wszelkiej z nimi drużby, to tyle znaczy u nich co zdradzić.
— Przecieżeście im się nie wpisali w poddaństwo — odparł ks. Stoczek — a opiekę tu, jako szlachcic polski, znajdziecie.
— Jako żywo — rzekł Płaza — bo mnie za morderstwo na banicyą sądzono, a banicya nie zdjęta i może mi łeb uciąć kto zechce, jeśli naprzód glejtu a potem nie dostanę od króla łaski.
Westchnął Płaza.
— Dalej — rzekł — co tu z tem dzieckiem robić, które, prawda, piękne jest, serce ku sobie pociąga, ale na dworze czego to się nauczyło, do czego nawykło? Wziąć ją gdzie na wieś, to z tęsknoty zamrze.
Możeście o tem słyszeli, com ja na sobie sam doświadczył. Gdy człowiek zmęczony wśród
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.