Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

wojnę poczynać? Nielepiejże poczekać a siąść lachom na kark gdy sami będą?
Płaza nie miał ochoty dalej rozprawiać z Parfenem. Zbliżali się też ku jego kwaterze, pożegnał więc kozaka: Z Bogiem.
Ten okiem go nieufnem zmierzywszy, odszedł powoli
W domu Bielecki na progu witał go już powinszowaniem, bo o córce się od żony dowiedział.
— Widzicie — rzekł — to wam mój ten dom tak szczęśliwie posłużył. Nigdybyście bez niego dziecka nie odzyskali.
— Ja też wam z duszy wdzięczen jestem — rzekł ściskając go Płaza.
Wtem i sama jejmość nadbiegła z twarzą jak zawsze ożywioną i wesołą.
— Poczekajcie! poczekajcie — wtrąciła — niżeli sobie winszować będziecie. Dziecko, prawda, bardzo miłe i ładne, ale będziecie z niem utrapienie mieli, bo samowolne i kapryśne. Niełatwo jej się będzie poddać władzy ojcowskiej, bo ona tam na dworze już nawykła była nie słuchać nikogo, a umiała się tak ludźmi posługiwać, że jeden ją zawsze bronił od drugich, ona zaś nikomu się zawojować nie dała.
Płaza się uśmiechnął.
— Nie obawiam się — rzekł — sprzeciwiać się jej nie będę, bo nie spodziewam się, ażeby