marszałka dwór z Mingajłową, niż królewski z panną Amandą, która ciebie nie lubiąc na zgubę czyhać może.
— Oddawna — potwierdziła Bietka spokojnie — ale ja się jej nie dam. Sama nie wiem, Pan Bóg musi dawać małym ptaszętom to przeczucie gdy nad niemi jastrząb krąży i nam głupim dzieweczkom gdy źli ludzie się zasadzają, ale ja się i nie dawałam i nie daję i nie dam! Na wylot tych młokosów znam.
Zajrzała wtem przeze drzwi Bielecka i chciała się cofnąć, ale Bietka naprzeciwko niej pobiegła.
— Nasza rozmowa skończona — zawołała — chodźcie. Trzeba mojego tatka rozweselić, bo mi się coś namarszczył, a ja nie chcę, aby dla mnie się frasował... wolałabym mu pociechę przynieść z sobą.
Gospodyni ściskać ją i całować zaczęła.
— A! któżby się nie cieszył takiem cackiem jak ty drogiem!