senatorów, dygnitarzy, cudzoziemców podróżujących i najdostojniejszych panów.
Drzwi się tedy otwarły i weszli do sali, która w istocie może najwspanialszą była ze wszystkich w tym zbytkowym pałacu faworyta królewskiego. Niezmiernie jasna, wedle wyrażenia Jarzemskiego, do latarni podobna, dwoma rzędami okien oświecona, na pierwszy rzut oka olśniewała, szczególniej złotem tłem obić ściany okrywających, które umyślnie były we Flandryi robione do budowy tej i kosztowały więcej niż niejeden dwór w Warszawie cały.
W pośrodku od stropu lichtarz w kształcie korony, złocony, spuszczał się ponad stoły. Przy jednej ze ścian balkon kamienny, przeznaczony był dla muzyki, która wejście do niego miała z piętra wyższego.
Wszystko tu zbytkiem i misternością wyrobu godziło się z sobą na istotnie królewskiego przepychu całość, krzesła dokoła stołów złocone, skórą wyciskaną okryte, stoły z rzeźbionemi podstawami, gęsto miały porozsiewane herby rodziny Kazanowskich i Służków.
Przy oknach ukazał Jarzemski, tam gdzie obicie nie dochodziło, malowanie udatne, zajmujące przestrzeń tak, że nigdzie ściany widać nie było. Piec nawet ogrzewający salę przywieziony był z zagranicy i cały barwami żywemi okryty. Poza nim znajdowały się winociągi z pi-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.