— Nie godzi się — odparł Jarzemski — drugi raz w życiu tych rzeczy widzieć nie będzie... Tu najmniejsza godna refleksyi.
Wtem muzyk pochwycił wpół Płazę i gwałtem go posadził na ławce pięknej niedaleko wspaniałego łoża stojącej.
— Wiesz waćpan na czem siedzisz? — zawołał śmiejąc się do rozpuku. — Sądzisz, że na prostej ławie? Tak... otóż w jedno oka mgnienie rozkłada się ona i czyni z niej najwygodniejsze też łoże!
Proszę — dodał — nie spuszczać oka ze ścian dla obrazów.
W tym punkcie peregrynacyi strojny bardzo młody dworzanin zaszedł im drogę i przyłączył się do nich. Były to pokoje dla obcych zupełnie niedostępne, a coraz wykwintniej poprzystrajane.
Kolumny i kominy z marmuru i bronzu, świeczniki srebrne trzymane przez aniołów, zwierciadła w ramach srebrnych, obrazy w rzeźbionych cudnie okładzinach, odrzwia z marmurów włoskich, a wszędzie wielkie i piękne płótna włoskich i flamandzkich szkół ściągały oczy, tylko już myślał sobie Płaza, wszystkiego tego nadto było.
Przeszli tak, między innemi, i bardzo wytwornie urządzoną bibliotekę czyli libraryą, w której razem na stole w pośrodku, okrytym
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.