dać. Z okna tylko przy wyjściu ze skarbca ukazał Jarzemski mury i baszty od Wisły opasujące ogród pałacowy, w którym sadzono z za morza przywożone drzewa i rośliny.
W ogrodzie na sposób włoski wystawiony Belvedere, dozwalał marszałkowi po łaźni odpoczywać, zabawiając się widokiem rzeki i rozległej okolicy.
— Ano, idźmyż do pani Mingajłowej — odezwał się Płaza.
— Jam gotów — rzekł filuternie Jarzemski, do którego się w długim kontuszu poważny zbliżył mężczyzna — byleby nas puszczono.
A no? ten pan szanowny, który klucze ma od winnic pańskich, powiada, iż moglibyście na kresy zawieźć to przekonanie, że my tu jak gęsi wodą żyjemy. Musimy tedy choć okiem rzucić na piwnice.
Jakoż otwierano im już drzwi, i znaleźli się wśród szeregiem ustawionych beczek, których ani było policzyć! Jedna i druga piwnica pełna ich była. Płaza, który kieliszkiem nie gardził, chociaż gorzalicę nad wino przekładał, pomyślał sobie — gdyby się domyślili pragnienie nasze ugasić.
Stało się jak życzył, gdyż piwniczy nie jednego, ale stopniowo czterech im win coraz dojrzalszych dał kosztować, i to sporemi kubkami, tak że dobrze się niemi pokrzepili.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.