Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

Chciano ich dalej wieść do piwnic miodowych i piw różnych, mianowicie gdańskich onych czarnych i gęstych, ale się sam już Jarzemski tłumaczył, iż czasu nie mieli.
Puszczono ich wreście.
Tu około piwnic, w nieosobliwszej izbie Jarzemski ukazał, łokciem potrącając Płazę, „pludrów“, jak ich zwał, „Olandrów“, którzy obrazy malowali. Ci od roboty głów nawet nie podnieśli, a Płaza ciekawym nie był widzieć, co ich zajmowało.
W tych dolnych napół izbach, napół sklepach, mieściły się oprócz tego składy sreber stołowych powszedniego użycia, i izby białozorów, sokołów, a dalej psów legawych, ogarów, przyborów myśliwskich, sieci, strzelb i t. p.
Tu ich też powitał pan Jan Nadworski wielki łowczy Kazanowskiego, z olbrzymiemi wąsami, ramion i plecu szerokich mąż jakby z miedzi odlany, bo też i twarz miał tej barwy.
Sławnym on był tego czasu jako ptaki do łowów umiejący nosić, która sztuka ju  się zatracać zaczynała, ale ją panowie  eszcze wielce pielęgnowali jako rycerską zabawkę i pamiątkę przeszłości.
Tu mógł dopiero Płaza odetchnąć, bo z wielu kątów i komór, które miały zawierać osobliwości i różne dostatki, godzina spóźniona nakazywała kwietować.