Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.

losu dla niej szukać muszę, a potem co będzie, o to nie dbam.
Żyłem i nażyłem się do syta.
Uścisnął Stoczka ze łzami w oczach.
— A! ojcze — westchnął — gdy o sobie myślę, muszę cuda Boże na ziemi uwielbiać, bo je widzę na sobie. Odbyłem pokutę na Niżu jak cięższej sobie wyobrazić trudno. Zdawało się, żem z lacha na kozaka przerobił się tak, iż żyłki we mnie starej nie zostało, a no... wszystko wróciło dawne, dziecko odzyskałem, zaprządz się trzeba dla niego...
— Śmiało tylko i z ufnością w Bogu — dodał ks. Stoczek. — Powracajcie jak najrychlej, powracajcie... ze skarbem czy choć bez niego, dla dziecka rodzic to skarb największy.
— Bietkę zostawiam na dworze — mówił Płaza — alem dla niej wyprosił przytułek przy starej ochmistrzyni u marszałkowstwa Kazanowskich, która poważną jest niewiastą. Tam się ona pewnie do przyjazdu królowej przeniesie, a potem chce gwałtem na dwór nowej pani. Jeżeli więc o dziecko moje dowiedzieć się zechcecie, pytajcie o nie u Kazanowskich.
— Wysokie progi na moje nogi! — westchnął księżyna, ukradkiem spoglądając na poplamioną woskiem i zszarzaną sutannę. — Do Kazanowskich kanonicy tylko i prałaci chodzą, albo z mnichów