Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.

kozakiem tu przyjechałem, a starym szlachcicem, jakom niegdyś był, na Niż powracam. Córkę tu znalazłem i już mi Sicz nie smakuje.
Ossoliński słuchał go roztargniony.
— To osobiste są sprawy wasze — odezwał się. — Pośpieszajcie z listami do starszyzny, naglijcie o odpowiedź. Wasza rzecz postarać się, aby wam ją powierzono. Gdybym ja na to nalegał, rychlejby zaszkodziło niż pomogło.
— Niech mi wolno będzie tylko to dodać — rzekł Płaza — iż z naszymi mołojcami na słowa i obietnice rachować wiele niemożna. Żądni są grosza, spodziewają się go dostać.
— Będą go mieli — przerwał kanclerz — ale teraz niepora płacić, gdy jeszcze nic nie uradzono, kędy i jak nam, to jest królowi służyć mają. My i sił nie znamy i ludzi co tam rej wiodą.
— Atamany i starszyzna się zmienia — rzekł Płaza — bo nieufni są, a o swobody swe zazdrośni bardzo. Nikt ich lepiej wszystkich nie zna nademnie, com prawie dwa lat dziesiątki wpośród nich spędził. Ufam też, że królowi JMci i rzeczypospolitejbym się zdał, gdybym powrócić mógł i tu pozostać.
Ossoliński podumał.
— A więcej jeszcze, gdybyś wasze królowi służył na miejscu tam pozostając — odparł kanclerz.