— O tem wątpię — przerwał Płaza — bo we mnie oni zawsze lacha widzieć będą i nie zaufają mi nigdy.
— A przecież was tu wysłali? — zagadnął kanclerz.
— Lacha do lachów — odparł Lasota — to nie dziw, ale w koszu oni mi władzy ani wpływu nie dopuszczą, a choć mnie do rady i głosowania wezwą, tajemnic swych największych nie powierzą.
— Waszmość je powinieneś zbadać nie pytając — rzekł Ossoliński — ale to są sprawy późniejsze. Tymczasem, jutro listy dla was gotowe będą, zabierajcie je i pośpieszajcie z niemi, a nastawajcie na to, aby mi ataman rychło dał stanowczą odpowiedź.
Wyślą-li was, rad będę, wolę mieć do czynienia ze znajomym, ale na to w piśmie nie mogę nalegać.
To mówiąc kanclerz, nieco zadumany i jakby niepewny co ma uczynić, rękę zanurzył w otwartej stolika szufladzie, cofnął ją, popatrzył na Płazę, na strop, na podłogę, głową potrząsnął i odwracając się ku stojącemu jeszcze, rzekł cicho.
— Król JMość chciałby wam łaskę swą okazać. Na drogę wiatyk dostaniecie jutro.
Skłonił się Płaza.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.