Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

i szybko uszedł na stronę, a Płaza widząc się sam na zamek zawrócił.
Bietkę zastał w kożuszku zimowym, z chustą na główce, gotową do wyjścia.
— Szłam do was — rzekła smutnie — jestem niespokojna. Nie miałam jeszcze czasu się do was przywiązać, a już czuję, że tęsknić będę. Zawsze opieka męzka siłę jakąś daje. Jam się bez niej obchodzić nawykła była, a teraz...
Szli więc razem na róg Piwnej ulicy, gdzie nikogo nie zastali, bo Bielecka po kumoszkach i po sklepach biegała, a szafarz biedował ze śpiżarnią pańską, w której zawsze czegoś brakło. Najwięcej zaś pieniędzy.
— Z tą nową królową — poczęła Bietka — już zaprawdę nie wiem co oni myślą. Chcieli z początku jej przybycie przyśpieszyć, król na gwałt już do Gdańska się wybierał, nagle teraz po tych listach, których treści nikt nie wie, ostygło wszystko. Królowę chcą powoli wieść i dać jej spoczywać. Sami nie wiedzą kogo jej za marszałka wyznaczą. Nikt się nie napiera...
Widzę po twarzy panny Amandy, że poweselała i coś sobie lepszego tuszy niż przedtem. Król się jej już chciał pozbyć ze dworu, za ubogie książątko wydając; teraz ona się krzywi i zamąż nie chce niby... tak bardzo królewicza kocha, tak się gotowa cała dla niego poświęcić...
Bietka rozśmiała się.