Naprzeciwko wizerunek Chrystusa na krzyżu widać było.
Za ołtarzem pobożni mogli oglądać wszystek ten sprzęt prosty a ubogi, który wedle tradycyi w domu rodziny świętej miał się znajdować, okienko pozdrowienia anielskiego, stoliczek, ławeczki, kuchenkę, garnuszeczki i sławne dzwonki loretańskie.
Przed ołtarzem tym Matki Boskiej ukląkłszy ks. Stoczek zanucił litanię, którą wszyscy zanim pobożnie odśpiewali, a przed kapliczką u muru, który ją od ulicy dzielił, nastąpiło pożegnanie.
Tu dopiero i Bietka się rozpłakała nadobre, ojcu na szyję rzuciła, zaczęła wołać, aby powracał — i Płaza zmiękłszy bardzo od tych łez puścił się w drogę.
Parfen, który ani do kaplicy nie chciał iść, ani się pokazywać, dopiero dobrze za Skarzyszewem na gościńcu czekał na Płazę, i konno przy saniach jadąc towarzyszył mu spory drogi kawał.
Gdy mu w końcu nazad do miasta zawrócić przyszło, kozaczysko aż kląć począł swą dolę, która go tu przykutym trzymała, zazdroszcząc Płazie, iż do kosza powracał.
Potem nagle, nie żegnając go, konia szarpnął, nawrócił w miejscu i jak szalony popędził do Warszawy.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.