Nie było tajemnicą dla nikogo to króla pragnienie, a ktokolwiek mu się przypodobać pragnął, ten fantazyi tej przyklaskiwał. Znała ją też dobrze panna Amanda, i gdy dnia tego król się wnieść kazał do niej, zastał Zygmusia nad wielkim papieru arkuszem, na którym jaskrawemi barwami pomalowany wizerunek króla wyobrażał go gniotącego nogami tłumy turków i w ręku laurami opasaną podnoszącego chorągiew chrześciaństwa.
Rysunek był dziełem jakiegoś skromnego miłośnika, a zabarwienie go wykonał królewicz.
Gdy króla z krzesłem przysunięto do stołu i rzucić mógł okiem na leżący obrazek, uśmiechnął się.
Piękna Amanda odpowiedziała mu uśmiechem.
— N. Panie — szepnęła. — Sam królewicz żądał aby mu to wyrysowano, i dziś cały dzień niemal farbami to malował. Dzieci mają przeczucia!
Król Zygmuntka po główce pogłaskał. Westchnął.
— Radbym — rzekł półgłosem — łatwiejsze mu rządy pozostawić po sobie, rozwiązane ręce, szerokie państwo!
— I wszystko się to stać musi! — dodała niemka przypochlebiając się i wdzięcząc. — Chwila nadchodzi...
Król słuchał lecz jakby roztargniony. Za-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/043
Ta strona została uwierzytelniona.