— Słuchaj, Pac! — zawołał Władysław — mówże! Jesteś pewnie lepiej świadomym niż wszyscy... co się z nią stało?
Wojewodzic się ociągał z odpowiedzią.
— Przyznał się do niej jako ojciec na mocy jakichś poszlaków — począł nareszcie — szlachcic, który, jak mi mówiono, świeżo z kresów, z Podola czy też z Niżu powrócił. Być może, iż on nią rozporządził.
— Bez mej wiedzy? — zawołał król.
— Nie raczyli mi też wcale się opowiedzieć — zamruczała Amanda.
— Szlachcic, który z Niżu powrócił! — odezwał się król zadumany, i poruszył ramionami.
Pac milczał.
— Więcej nie wiem nic — dodał — dziewczę dosyć w istocie samowolne i kapryśne a ładne... Któż wie, co jej do głowy przyjść mogło?
— Niepodobna pozwolić na to — przerwał król spoglądając na syna — aby służba sobie tak poczynała jakby dwór królewski był zajezdną gospodą, do której zajeżdża kto chce i precz jedzie nie żegnając gospodarza. Z miasta się pewno nie wyniosła, każcie jej szukać, ja sam się z nią rozmówię. Widzicie, że Zygmunt tęskni za nią.
— Bo ona jedna z tych kobiet umie się bawić ze mną — rzekł chłopak.
Tym sposobem wieczór u panny Amandy został dla niej zatruty. Cofnęła się w kąt przy-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.