król JMość, królewicz Zygmunt, nie licząc nas, wszyscy się o uwiedzioną przez panią ciwunową pannę Bietkę upominają.
— I panna Amanda? — wtrąciła żartobliwie obżałowana.
Pac się rozśmiał.
— Ta najmocniej — rzekł — to się rozumie. Lecz żart na stronę... król się gniewa w istocie, a królewicz wczoraj tak wystąpił ze skargą do ojca, jakby nie siódmy ale siedemnasty rok życia liczył.
— O biedne moje chłopię! — westchnęła Bietka.
— Ja — dodał Pac żywo kończąc aby nie tracić czasu — ręczę pannie Bietce za bezkarność, za przebaczenie; choć król się dąsa, ale powrócić potrzeba.
— Ani myślę — odparła zimno dziewczyna główkę podnosząc. — Ja nie z własnej woli się tu przeniosłam, ale z rozkazu ojca. Ojciec mój wyjechał. On mnie oddał pani ciwunowej, ja jestem posłuszną tylko.
Pani Mingajłowa, na którą Pac spojrzał, potwierdziła nietylko poruszeniem, ale słowem.
— Tak jest, tak jest w istocie — odezwała się — ojciec jejmościanki życzył sobie tego, prosił, nie mogłam mu odmówić. Pani marszałkowa się zgodziła na to, aby tymczasowo u nas pozostała.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.