Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zaczęłam już szyć w krosnach — dodała Bietka — nie mogę porzucić. Ichmość nie wiecie tego, iż niema dla nas kobiet gorszego znaku i przepowiedni, jak gdy robotę rozpoczętą przerywamy, niedoprowadziwszy jej do końca. Dowiedziona rzecz że to znaczy, iż nigdy się na kobiercu nie stanie.
— Niech panna Bietka nie żartuje — odpowiedział Pac. — Król w istocie silnie o to nalega, aby ją mieć na dworze, choćby dla Zygmunta, który się o przyjaciółkę dopomina despotycznie. Na mnie złożono całą winę niedozoru, chociaż ja ochmistrzynią dotąd mianowany nie jestem.
Król — powtórzył Pac z naciskiem.
— Król? — przerwała Bietka — czy pan wojewodzic sądzisz, że ja się obawiam króla? Nic a nic... król jest daleko lepszy niż wy go opowiadacie. Jam gotowa sama się stawić i tłumaczyć przed nim... ale wara! jeśli mi się wymknie jakie słowo dla niemki lub dla kogoś tam niemiłe.
Pac się zasępił. Przybliżył się do Biety i szepnął, nie chcąc aby ciwunowa posłyszała.
— Cóż znowu za historya z muzykami J. Król. Mości?
Dziewczę myślało chwilę, twarzyczka jej poczęła się rozjaśniać jakby się na śmiech zbierało, i spoważniała znowu.