Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

— W istocie — zawołał — za takim chorążym i jabym gotów ruszyć... ale nie żartujmy, król się gniewa, Zygmuś się niecierpliwi.
— A ja wam słowo daję, że na dwór nie powrócę — odparła Bietka — przynajmniej teraz, przynajmniej póty, póki nowa pani nie przyjedzie, bo królowej Amandy ja nie uznaję.
— Tst! — kładąc palec na ustach zawołał Pac — wy w istocie rokosz podnosicie!
— Tak, ale jeśli się królowi JMci podoba, gotowam... — rozśmiała się — jak się to nazywa co szlachta podaje gdy się skarży?
— Grawamina — wtrącił Pac.
— No, ja moje grawaminy — dokończyła — gotowam przed króla wytoczyć... N. Pan nie zechce pewnie, ażebym ja ojcu memu stała się nieposłuszną?
Pac próbował jeszcze skłonić Bietkę do powrotu i do jakiegoś pojednania z Amandą, ale uparte dziewczę oświadczyło, że winno ojcu naprzód posłuszeństwo i że to jest w dziesięciorgu Bożych przykazań zapisanem.
— I, bez żartu — dodała — jeżeli król zechce, ja z panią ciwunową dobrodziejką pójdę na zamek, a sama się wytłumaczę.
— Niech pan wojewodzic nie nalega — odezwała się stara Mingajłowa. — Ja istotnie poświadczyć mogę i zaręczam za to, że ojciec wymagał, aby ze dworu się usunęła. Dziecka do