Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ot to mnie ten Wierzbięta obarczył opieką — i westchnął. — To szalona dziewczyna.
Po rozmowie z ciwunową jednakże Stoczek spokojniej się zaczął zapatrywać na całą tę sprawę, nie obwiniał tak bardzo Bietki; zawsze jednak wolałby był, żeby spokojnie siedząc tu na powrót ojca czekała.
— Proszę pani ciwunowej dobrodziejki — mówił do niej — a nuż powróci ten Wierzbięta, chcę mówić Płaza, i spyta mnie, gdzie córka, którą ci powierzyłem? Co ja mu odpowiem?
— On ją przecież i mnie powierzył — odpowiedziała staruszka — i wierz mi, ojcze, że ja niemniej się o nią troszczę; ale nic jej nie zagraża, a dobry uczynek spełni się przez nią.
— Jakże ona to potrafi? roztrzepana taka! — wzdychał Stoczek.
— O! o! — mówiła uspokajając staruszka. — Ona mi się też taką wydawała w początkach, ale gdy potrzeba, tak się umie miarkować...
Sama potem Mingajłowa dla siebie, przez dworzan Kazanowskiego, poczęła szukać okazyi do Gdańska.
Wprawdzie stosunki między stolicą a miastem portowem, najważniejszem w rzeczypospolitej, tą potęgą handlową i ogniskiem wielkiego życia, były niezmiernie ożywione; ale w tej porze właśnie, gdy zima trzymała jeszcze, lądem nie szły tam karawany, i mało kto się wybierał. Ze szla-