Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/089

Ta strona została uwierzytelniona.

i niezrównanego Falck’a, Wilno Danckertsa, sztychował Hondius tu sprowadzony, malowali inni, dziś zapomnieni mistrzowie, w których dziełach ślad pozostał, iż kraj poznali i malowniczą jego stronę pochwycili żywo.
Na drodze już z Oliwy do Gdańska, w przeciągu milki jednej, na którą pięć godzin czasu straciła królowa, poczęły się powitania. Na pół drogi stały gwardye królewskie w sześciu oddziałach, w barwie niebieskiej podbitej żółtą, za niemi pachołkowie króla piesi, halabardnicy, dragoni, kozacy, ustawieni szeregami, całą prawie drogę aż do bram miasta zajmowali.
W bramach poczęły się kompanie mieszczan ukazywać, na których czele szedł cech rzeźników, cały naturalnie w krwawych szkarłatach, za nimi mieszczanie w aksamitach czarnych, z łańcuchami złotemi na szyi, z piórami na kapeluszach czarnemi i białemi; kupcy czarno i poważnie, i niezliczone oddziały panów polskich jedne wspanialsze od drugich.
Królowa jechała w złocistej kolebce sześciu śnieżnej białości woźnikami zaprzężonej, w których grzywy i ogony ówczesną modą różowe wstęgi powplatane były.
Tryumfalne wrota odznaczały się bardzo pięknemi malowaniami i rzeźbami, wśród których stosowne napisy jaśniały złotem.
Po raz pierwszy Bietka postrzegła królowę