Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.

litwin pytać jej nie potrzebował i miał tylko za obowiązek przez niespokojną gawiedź zapełniającą znowu rynki i ulice doprowadzić nazad do domu Rebiszów.
Bietka tak szła w myślach zatopiona, że nawet mu nie podziękowała i dopiero w pobliżu kamienicy przypomniała sobie poczciwego litwina, który w milczeniu za nią kroczył. Obróciła się do niego nagle i chwyciła go za rękę.
— Panie Izydorze — odezwała się głosem wzruszonym — nie myśl, żem niewdzięczną. Oddałeś mi przysługę, której ja nigdy, nigdy, dopóki żyć będę, nie zapomnę.
— Powiodło się? — ośmielił spytać Nietyksza.
— A! nadzwyczaj szczęśliwie! pomyślniej niż się mogłam spodziewać. Przybyłam w porę. Bóg łaskaw. Dziś jeszcze wieczorem przenoszę się do dworu pani, która mnie przyjęła.
Oczki jej zaświeciły radością.
— Królowa? — spytał litwin ciekawie.
— Królowa — odparła Bietka śpiesząc dalej — wydała mi się śliczną i nadzwyczaj miłą panią, ale niebardzo szczęśliwą. Nie potrzebujemy się jednak lękać o nią. Ma dosyć woli i rozumu, aby podołać temu co ją tu czeka. Widziałam ją wprawdzie płaczącą, ale prędko i rezolutnie łzy otarła, odzyskała męztwo i nie da się tak spętać jak się może spodziewają.