Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

umytych oczach, że płakała. Lecz tych ślady pozostały w wejrzeniu, chociaż usta dumniej i śmielej się uśmiechały niż kiedy. Coś gorączkowego, niecierpliwego miała w ruchach i mowie. Cochwila jakby mimowoli ściągały się jej brwi i surowym wyrazem namaszczały usta.
Dönhoff parę razy musiał powtórzyć pytania zadane, których nie dosłyszała, tak była w sobie zatopioną. Panna Langeron pierwsza szepnęła chorej towarzyszce, pani des Essarts, iż królowa jakieś ważne ale niepomyślne otrzymać musiała wiadomości.
Nikomu się z nich jednak nie zwierzyła.
Tymczasem gdańszczanie raz ochłonąwszy ze strachu i widząc, że polacy miasta ani bram opanowywać nie myślą, wysadzali się na grzeczności i na dowody gościnności, które razem były objawem dostatków handlowego miasta. Panowie polscy, których większa część bankietować lubiła, ich dwory bardzo rade sposobności do rozrywki, nawet część francuzkiego dworu królowej, zabawiali się ochoczo. Dla francuzów wszystko tu było nowem, szczególniej zaś uderzający kontrast niezmiernej okazałości panów i niezmiernego ubóstwa ludu, opuszczenia wiosek, zaniedbania budowli na prowincyi.
Od chwili wprowadzenia się swojego na dwór królowej, w nowej całkiem atmosferze Bietka była zmuszoną zmienić sposób obejścia się, ruchy,