Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

i zgryziona tysiącem przykrości, i niespokojna, wygląda trochę mizernie.
— Ale cóż? mądra? zła? dobra? — przerywała niecierpliwie Bielecka.
— Rozumu u nikogo pożyczać nie będzie potrzebowała — odparła z uśmiechem złośliwym Bietka — za to wam ręczę; dobra jest ale nie miękka i umie się szacować. Więc lada niemki się nie zlęknie, a każdemu około siebie miejsce potrafi wyznaczyć jakiego wart. Zobaczycie...
— Będzie drugą Cecylią czy nie? — zapytała Bielecka.
— Wątpię ażeby się tak królowi zawojować i rządzić dała jak tamta — przerwało dziewczę — ale o tem zgóry trudno sądzić. Tymczasem to tylko wiem, że i ona i pani posłowa, która jej towarzyszy, dąsają się na króla. Pilno mu było tak mieć i widzieć tę żonę, a teraz z dnia na dzień nasze przybycie odkładają.
— Król bo chory! — wtrąciła Bielecka.
— Przecież tak słabym nie jest, aby żony przyjąć nie mógł, a kazał jej gdzieś na rozdrożu tak jak w gospodzie czekać na zmiłowanie!
Co na to powiedzą we Francyi!
Pani Łukaszowa obejrzała się na siedzącą tuż Zubkównę, jakby dla niej obawiała się mówić otwarcie.
W istocie świadek był niepotrzebny i musiano się go pozbyć pod pozorem wypoczynku.