Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

Marszałkowa Kazanowska uwiadomiona o Bietce, weszła niby przypadkiem do ciwunowej, aby coś od niej o królowej posłyszeć. Dziewczę musiało dobrze obrachować co mówić wypadało. Wszystko co od niej usłyszała marszałkowa było na pochwałę nowej pani, i pani de Guebriant, która też ciekawość obudzała.
Bietka dodała kończąc, że królowej nawet niedosyć wygodnie było w Falentach, a dla jej dworu ciasno, i że trzymać tu dłużej, w tej porze wiosny chłodnej, stawało się okrucieństwem.
— Spodziewamy się też — dodała — że król rychło pozdrowieje, że się do wjazdu wszyscy przygotują nareszcie, gdy tyle czasu mieli na to, a nas z tej niewoli uwolnią. Wzdychamy do tego.
— I ja sądzę — odezwała się marszałkowa — iż to wkrótce nastąpić musi. Niech nam tylko młoda pani przybywa odważną, wesołą i śmiałą, a wiele rzeczy, o których jej niepotrzebnie może mówiono, zapomni, bo o nich wiedzieć nie powinna.
Z tem wyszła pani marszałkowa, a Bietka musiała, zebrawszy tu co mogła — niepocieszających wieści, powracać do Falent. Wstąpiła tylko dla pożegnania do Bieleckich, gdzie czekał Nietyksza zabawując pannę Zubkównę a oknem wypatrując, czy nie powraca Bietka. Konie stały gotowe, dzień się obiecywał dosyć znośny, i dziewczę