dodając sobie odwagi, siadło do brożka, który się potoczył, z Nietykszą u drzwiczek nieodstępnym.
P. Izydor miał także wiadomości, które we dworze Radziwiłłowskim zaczerpnął. Tam spodziewano się napewno już, iż wjazd około dziesiątego, to jest za dni kilka nastąpić musi. Ponieważ ks. Albrecht marszałkował u królowej, wydane przez niego rozkazy do gotowości dla pocztów własnych i rodziny miały pewne znaczenie.
Bietka tem była przynajmniej pocieszoną nieco, a choć w ogóle to co wiozła pocieszającem nie było, postanowiła królowej nie straszyć i owszem stan rzeczy jej odmalować lepszym niż był w istocie, aby odwagi nabrała.
Śmiejąc się i żartując z Nietykszy, którego koń był niesworny a on sam roztargniony, dziewczęta przebyły do Falent drogę prędzej niż się spodziewały. Wiatr wiosenny szybko suszył roztopy; błotnista droga, którą królowę straszono, mniej się wydawała przykrą. Bietka z bijącem sercem, zabierając się trochę kłamać, wyskoczyła z brożka przed oficyną w Falentach.